sobota, 27 grudnia 2014

Postanowienia noworoczne.

Woho, Lady Szpinakova.  Może nie jest to nazwa na miarę naszych wspaniałych, polskich blogerów ale ja po prostu nie mam ciekawego imienia ani nazwiska, czy nawet ksywy. Oprócz z imienia ludzie wołają do mnie co najwyżej "ej, Ty", bo chyba z niczym specjalnym im się nie kojarzę albo się mnie zwyczajnie boją. Nie wiem, spytaj sam. Mogłabym ewentualnie wliczać te, których nie mogłabym tu użyć, bo jakby brzmiała  "Lejdi Ćpunka"? No właśnie. A ta ćpunka, bo odziedziczyłam bo rodzinie taty sińce pod oczami, a że dzień jest dla mnie za krótki to zazwyczaj nie dosypiam i tak to. Życie ciężkie, ale jakoś sobie daje radę. Dziękuję, że pytasz.
Zaraz powiesz, że jestem jakaś prorosyjska, prozielona, prolejdi a tu uwierz mi nie ma w tej nazwie żadnych wydźwięków politycznych. Po prostu uwielbiam jeść szpinak, a jak wymyślałam nazwę to siedziałam przy oknie i patrzyłam na intensywnie zieloną, angielską trawę. Czy ktoś oprócz mnie jeszcze to tak widzi? Mniejsza. Nie ma drugiego dna. Jest tylko trawa, zielone, szpinak – proste skojarzenia małego dziecka. Tak, wiem. Jestem nad wyraz twórcza.
Wkrótce Nowy Rok, czas na postanowienia noworoczne. Co roku piszę takie listy i TADAM… Oprócz punktu "rzucę palenie" żadnego mi się nie udało zrealizować. Ciesz się z małych rzeczy, powiesz. Cieszę. I to wcale nie jest mała rzecz, dodam krótko.  Przeglądam sobie tak i widzę, że rok w rok na tych karteczkach powtarza mi się jedno i to samo postanowienie -  PISAĆ.
Piszę od małego. Zaczynałam od gorącej sexstory trzynastolatki z dwudziestolatkiem. Boże, co ja miałam wtedy w głowie. Bardziej ckliwe porno niż Grey, przysięgam. Nie wierzysz, zapytaj mojej siostry. Dodam, że wtedy nie było wszechobecnych internetów, więc uwagi o tym, że współczesność psuje młodzież są nietrafione. Mniejsza. Na swoim koncie mam parę lepszych i słabszych opowiadań, felietonów a nawet całych książek (krótkometrażowych głównie) z których jestem dumna. Wszystkie niestety zginęły śmiercią tragiczną – mam czworo młodszego rodzeństwa. Wszystko zostało oczywiście zjedzone. :(
Od pisania mam nawet z lekka krzywy palec. Taka pamiątka, bo od dwóch lat nie piszę prawie wcale. Nie wiem dlaczego, wydaje mi się, że po prostu uderzyła mnie w twarz rzeczywistość. Nakreślę tło. Zawsze byłam pierwsza do wigilijnych kłótni młodszych ze starszymi, kiedy to starsi mówili, że zawód trzeba mieć dobry, dobrze płatny a na pasje to można sobie zarobić i wykonywać ją ewentualnie po pracy. Krzyczałam najgłośniej ze wszystkich, że pasja jest najważniejsza, i co? No i właśnie nico, czy Gucio, jak wolisz. Dopadły mnie realia, dorosłość, ta dobrze płatna praca o której wiele razy opowiadają starsi i prawie nic nie zostało z mojej zabójczo kiedyś ambitnej główki. Nie poddałam się jednak. Po dwóch latach obejrzałam trzy bajki Disneya i jak każda przeciętna trzynastolatka wmówiłam sobie, że wszystko jest możliwe, trzeba tylko chcieć i działać. I wiecie co? Chciałabym za rok opowiedzieć przy stole wigilijnym z dumą - TAK, rozwijam pasję i TAK, jestem z tego powodu cholernie szczęśliwa i z szczerym uśmiechem obserwować jak wszyscy próbują mi udowodnić, że nie jestem. No bo przecież do szczęścia trzeba mieć dom, dziecko, pracę dyrektora czy managera, wakacje w Hiszpanii i psa – a ja no cóż, raczej nie będę tego miała. Po przejrzeniu jednak kilku moich list z postanowieniami noworocznymi stwierdzam, że kontrargument w wigilijnej wojnie pokoleń to cel wyjątkowo ważny aczkolwiek nie nadrzędny. Najbardziej chciałabym udowodnić sobie, że mogę po prostu pisać, rozwijać się i dobrze przy tym bawić, iść ciągle naprzód i naprzód – zgadniesz co to za bajka, hę? Łzawe, ckliwe i banalne, wiem. Takich banałów będzie u mnie sporo, obiecuje nie zawiodę.
 Też na pewno skrobiesz jakieś podsumowania co roku i piszesz jakieś kolejne marzenia czy cele na przyszły rok. Ja zrobiłam swoją listę, którą widać na załączonym obrazku.

Powiem Ci, że to moja ulubiona lista. Daje nieograniczoną ilość możliwości. I właśnie o tym będzie ten blog. O możliwościach. Wykorzystam bezwzględnie słowo "pisać" w każdy możliwy sposób. Będzie o wszystkim. O jedzeniu, filozofii, o Twoim nudnym życiu, książkach, filmie, pogodzie, zdrowiu, odchudzaniu, znowu o nudnym życiu innych nudnych ludzi, seksie, modzie, podróżach, wreszcie o moim nudnym życiu i spełnianiu drobnych i większych marzeń małymi kroczkami. Uda się, zobaczysz.
Jest pewna grupa docelowa, do której będę się tu wielokrotnie zwracać. Tak, to Ty Mój Drogi nieudaczniku, melancholiku, nudziarzu, choleryku, człowieku ze słomianym zapałem, smutasie i parszywy leniu. Nie ograniczam się jednak, także ludzi z udanym życiorysem też serdecznie zapraszam. Obyście tylko mi tu nie zgorzknieli. :)
Widzimy się niedługo, bo jakoś zaraz po Nowym Roku. Teraz idę zdychać ze szczęścia i pasji nad podręcznikami. Sesja tuż tuż.  

Chyba się nie przedstawiłam, to się przynajmniej kulturnie podpiszę.
Angelika

2 komentarze:

  1. Dobry początek, bo zmotywowałaś już jednego lenia do pracy... :)
    Trzymam kciuki! :)

    K.El.

    OdpowiedzUsuń
  2. Motywacja to podstawa, zapraszam do siebie i więcej optymizmu :)

    http://simpleelegancepl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Bez wulgaryzmów proszę, tylko ja mam tutaj takie prawo.