piątek, 9 stycznia 2015

O ludziach zawistnych.

             Powiem Ci, że warto wyjść do ludzi, chociażby miało to oznaczać dzwonienie na karetkę pogotowia. Czasem szukam na siłę inspiracji i nawet nie zauważam jak wręcz przed moimi oczami rozgrywa się jedna z tych ciekawszych sytuacji, która układa się potem w ciekawą refleksję. Rzeczywistość przysłania nam wzrok na tyle, że nie dostrzegamy tych najciekawszych smaczków życia. Pewnego dnia budzisz się z myślą, że wieczorem zaśniesz w swoim łóżku, rozmawiając z chłopakiem przez telefon a zasypiasz w kompletnie obcym miejscu w pokoju z jakąś nastraszą babcią świata, chrapiącą jak stary niedźwiedź. Na pewno miałeś taki dzień, którego zakończenia kompletnie się nie spodziewałeś. Ja ostatnio miewam wiele takich dni.
              Nawet dzisiejszy dzień sprawił, że czuje się dojrzalszą osobą. Uświadomiłam sobie tak wiele rzeczy, że nie jestem nawet połowy w stanie opisać jakimiś sensownymi słowami. Nie, nie spotkałam żadnej sławy, nie byłam w kościele, nikt nie przejechał mojego kota, nie dostałam raka ani w ogóle nic specjalnego się dzisiaj nie wydarzyło. Czasami zwykły dzień i codzienność odmienia nasze życie na tyle, że bierzemy kartkę papieru i z jakiegoś powodu piszemy co nam leży na sercu – co jest swojego rodzaju paradoksem, bo dlaczego niby zapisujemy wydarzenie które nas odmieniło, czy to nie oczywiste, że będziemy je pamiętać? Niczym Kolumb smarujemy po kartce nasze odkrycie, które było tak oczywiste i po zapisaniu sprowadza się do kolejnej życiowej prawdy, znanej od dawien dawna ale dopiero dziś nam wewnętrznie uświadomionej. Mam nadzieje tylko, że nasze odkrycie nie przyczyni się do żadnego ludobójstwa.
             Siedzę sobie w kawiarni z siostrą, która opowiada mi o tych zawistnych ludziach, którzy mają czelność mnie komentować. Tak, to Ci z którymi rozmawiałam ostatnio pięć lat temu ale z jakiegoś powodu nadal twierdzą, że mają prawo "nie mieć zaufania do tego co robię, bo ja to ja i mogę zmienić zdanie". Siedzę i zastanawiam się co za paradoks rządzi tym światem, ludzie są tak zawistni i nieszczęśliwi, nie mają swojego życia, i muszą się dowartościowywać tym, że jakieś koleżance z podstawówki może się coś nie udać. Przecieram oczy ze zdziwienia na myśl, że osoba, której buzię już ledwie kojarzę, może mi źle życzyć. Wręcz liczyć na moje potknięcie! Przypominam sobie jedną sytuację z poranka, kiedy to pielęgniarka w szpitalu podaje ślepej stulatce lakcid, nie tłumacząc co to i jak to spożyć. Biedna babcia bliska była połknięcia w całości tego małego, szklanego słoiczka. Gdyby nie moja naturalna, odruchowa reakcja, babcia pewno by się zadławiła.
               Myślę sobie gorączkowo, już nie w kawiarni ale w pizzerii. Słucham i słucham tej siostry, która żali się, że niektórzy jej nie rozumieją, że odbierają świat tak poważnie. Za poważnie. Nagle siostra zaczyna główkować o tym jakby funkcjonowałaby równoległa rzeczywistość w której ludzie zachowywaliby się jak koty – tam gdzie mają ochotę zasnąć to zasypiają i koniec, to miałoby być zupełnie normalne. Wyobrażasz sobie to? - pyta wciąż. Opowiada dalej o tym jak miałby wyglądać ten świat. Śmieje się. Ciekawy pomysł na pracę magisterską, myślę.
             Tymczasem, mną targały inne myśli. Ciekawa jestem ile osób zastanawiałoby życie ludzi-kotów a ile by pomyślało odruchowo, że na pewno coś zielonego paliłam z tą siostrą wcześniej, w tej kawiarni. No właśnie. Niektórzy schematyczne, smutne, szare myślenie mają we krwi, nigdy nie zastanowią ich ludzie-koty. Zanim pomyślą o całej sytuacji, już Cię oceniają. Jakaś moja stara koleżanka ocenia moje wybory życiowe. Ktoś, słysząc o ludziach kotach natychmiast myśli, że moja siostra się upaliła. Wciąż i wciąż oceniają.
            Mówisz do Pana w sklepie "mogę Ci dać w dwójkach, będzie łatwiej wydawać", on uśmiecha się i chętnie przyjmuje pieniądze, ot co – zwyczajna, sympatyczna rozmowa w sklepie. Opowiadasz o tym jakiemuś szaremu istnieniu i słyszysz tylko "mówiłaś do obcego faceta na TY, co za brak kultury...". Dziwisz się, bo Pan wydawał się w ogóle nie mieć nic przeciwko, nawet pewnie nie zwrócił uwagi. Ty nie miewasz takich durnych problemów. Pan w sklepie też chciał tylko drobne pieniądze, nawet nie pomyślał o tym jak się do niego zwracam.
         A oceniacz, ocenia. Taki oceniacz to gatunek, typu krowa co nigdy zdania nie zmienia. Prowadzący życie pod publiczkę. Sztywno trzymający się norm typowych dla małych, zamkniętych społeczeństw. Nie ulega naturalnym odruchom. Często, oceniacze trzymają się w grupach, lubią też się nawzajem obgadywać za plecami jeśli akurat nie są razem. Brak im solidarności. Oceniacz rozumie tylko schemat, nie myśli samodzielnie. Bo jak można samodzielnie myśleć, skoro ktoś już wcześniej powiedział, że ma robić tak i tak – no jak? Oceniacz gubi się w takich skomplikowanych sytuacjach. Oceniacz żyje życiem innych. Jego środowisko naturalne to toksyczne otoczenie, toksyczne myśli. Najwartościowszym pożywieniem jest dla niego czyjaś porażka. Pytania zadaje odpowiednio w ten sposób "Dostałaś się na prawo, spadły progi?", "Te jeansy to rozmiar 36, ach no w Orsay mają tą zaniżoną rozmiarówkę", "Twoje są te perfumy Chanel? Pewnie podróbki?". Emocje oceniacza nigdy nie mogą wychodzić za linię. W zaskakujących sytuacjach oceniacz szuka najsilniejszego i trzyma się go kurczowo w walce o przetrwanie. W swoich sądach jest bezlitosny, nie bierze pod uwagę żadnych czynników zewnętrznych.  Jego świat dzieli się na to, co "jest siarą" i co "nie jest siarą". Oceniacz nie rozumie, że można kogoś po prostu lubić bez możliwości nadzorowania jego życiowych wyborów. 
          Często spotykam ludzi, którzy widzą świat kompletnie bezbarwnie. Widzą jabłko, myślą jabłko, mówią jabłko, jedzą jabłko, nie ma jabłka. Strasznie dziwne, jak dla mnie. Podobno to wszystko to jest kwestia wzroku. Wewnętrznego oka, albo coś. Rozmawiam wczoraj z koleżanką. To właśnie ona rozpoczęła tą falę późniejszych przemyśleń. Napisała "Bo Ty po prostu masz coś takiego, że to wszystko dostrzegasz".
              Ku mojemu niezmiernemu zdziwieniu niektórzy po prostu widzą babcię, która bierze lek. Ja widzę nieudolną staruszkę, która za chińskiego boga nie poradzi sobie z tą magiczna fiolką. Niektórzy po prostu dojeżdżają na lotnisko albo idą na uczelnie (kiedyś o tym napiszę), mi tam się to nigdy nie zdarza. Dla niektórych uśmiech to nienaturalny twór a naturalne człowiecze odruchy to dla nich jakaś już pieprzona filantropia. Są tacy, którzy żyją, czekając na potknięcie osoby znanej sprzed kilku lat. Są tacy, których nic nie bawi, nie odczuwają empatii, słowo dziękuje jak i przepraszam jest dla nich obce, jakieś takie nie Polskie. Dziwi Cię to wszystko, bo sam nigdy nie miałeś problemu z ludzkimi odruchami. Nie rozumiesz, dlaczego ktoś z nienawiścią wypowiada się o kimś, przecierasz ze zdumienia oczy czytając komentarze pod wiadomościami na Onecie albo innym portalu. Wiesz jaki się najczęściej powtarza? Mi się wydaję, że "Na stryczek z tą kurwą.".
            Na koniec dnia siadasz sobie sobie z herbatką przed lapkiem i ze zdumieniem opisujesz swoim czytelnikom tą sytuację, w której uświadomiłeś sobie, że jesteś wyjątkowy. Kiedy wiesz, że już nie musisz się martwić, że skończysz jak ta pielęgniarka, która rzuca ślepej babci zamknięty słoik z lekiem. Ty nigdy nie będziesz musiał dowartościowywać czymś potknięciem, nigdy nikomu źle nie będziesz życzył. Wiesz, że będziesz szczęśliwy i umrzesz spełniony, nie grozi Ci los człowieka, który na łożu śmierci żałuję, że nie wykorzystał swojej niepowtarzalnej szansy wystarczająco. Bo taki jesteś. Uśmiech jest twoim naturalnym odruchem nawet w sytuacji kiedy masz do przewalenia miliony kilosów z walizką ważącą tonę z zepsutym suwakiem i rozwalonymi kółkami. (wspomnę o tym kiedyś) Zabiera Cię karetka, wiozą Cie na wózku ale i tak szczerzysz się do innych, zarażasz ich życzliwością i bawisz swoim czarnym humorem. Sprawiasz, że może przynajmniej jeden opowie dziś po dyżurze przyjacielowi o zabawnym pacjencie. Nie odczuwasz zawiści wobec innych, po prostu życzysz im szczęścia i uświadamiasz sobie, że tak jest po ponad dwudziestu latach życia, bo wcześniej nawet tego nie zauważałeś, myślałeś że każdy tak ma, że to naturalne.
              Każdy wie co to hejter w sieci ale w życiu codziennym spotyka się jeszcze więcej takich hejterów. Za równo na jednych i na drugich jest tylko jedna rada. Haters gonna hate, także YOLO czy tam carpe diem jak kto woli. Ja osobiście im współczuje, ale ja już taka jestem współczująca. Warto po prostu zacząć dostrzegać smaczki w swoim życiu i skupić się na nim, a nie oddychać porażkami znajomych z podstawówki – to że im się nie uda nie sprawi, że Tobie się będzie żyć lepiej.
           Na sali ze mną leżała jeszcze jedna babcia. Też miała ze sto lat. Do szpitala trafiła z migotaniem przedsionków, ciężkim zapaleniem płuc i oskrzeli. Mimo tego sypała żartami i nie przestawała się uśmiechać nawet na chwilę. Mówiła, że w ciągu dnia każdy ma kilka radosnych chwil i grunt to nauczyć się żyć tymi słodkimi, a nie gorzkimi. Jaki morał? Niektórzy, trafiając do szpitala potrafią  Jego świat dzieli się na to, co "jest siarą" i co "nie jest siarą". Niektórzy potrafią dostrzec tylko czarne wydarzenie w życiu – inni, mimo najgorszego potrafią się uśmiechnąć. To ta radosna babcia powiedziała mi "Żyje się raz i wyjątkowo. Skoro mam dzisiaj umrzeć to dlaczego mam się z tego nie śmiać?
                 A teraz uwaga, PRACA DOMOWA.
                Na pewno już o tym słyszeliście kiedyś. Na Facebooku jest nawet wydarzenie dotyczące tej akcji. Jeśli ktoś byłby zainteresowany, to chętnie podam namiary. Znajdujesz jakiś słoik, nie musi być duży – wystarczy żeby zmieściło się w nim ponad trzysta karteczek. Ja jestem estetką, więc raczej słoik po ogórkach odpada, ale jeśli nie masz nasilonej potrzeby otaczania się pięknymi rzeczami to po prostu weź ten po grzybkach czy dżemie od babci. Ozdobny słoik można zrobić samemu, chociaż pewnie nie brakuje sklepów gdzie takowy kupisz. Jestem za wersją własnoręczną i nie chodzi tu tylko o cenę przygotowania ale raczej o dodatkowe wrażenia. Wpisując w wyszukiwarkę hasło "memory jar" możecie znaleźć wiele ciekawych pomysłów. Ja osobiście oszalałam na punkcie jednego zdjęcia z trumbla i jutro lecę szukać w sklepach niezbędnych składników. Efekty mojej pracy na pewno wkrótce wstawię na bloga, oczywiście zaznaczając kto jest autorem pomysłu na słoik Szpinakovej.
               No ale do sedna. Na czym polega zadanie? Każdego dnia na małej karteczce opisujesz miłą sytuację która Ci się przytrafiła w ciągu dnia. To nie musi być wystąpienie na scenie z Lady Gagą czy poznanie miłości swojego życia. Wiadomo, że nie robi się tego codziennie. Wystarczy coś małego, drobnego co Ci poprawiło humor, wprawiło w miła refleksję czy rozśmieszyło, nawet jeśli miałby być to kształt Twojego klocka - każdy ma przecież inne poczucie humoru. Mogą być to też Twoje pomysły, Twoje ciekawe myśli czy jakaś życiowa prawda, którą uświadomiłeś sobie pod wpływem bardzo fajnej blogerki. Sęk w tym, że do następnego Sylwestra uzbiera ci się niezła kolekcja wspomnień, które na pewno dodadzą Ci energii do działania na kolejny rok, dzięki którym może w końcu uświadomisz sobie, że Twoje życie jest pełne drobnych i większych, pięknych chwil.              Szczególnie polecam Ci to zadanie jeśli nie czujesz radości ze swojego dotychczasowego życia – odrobina systematyczności może odczarować Twoje życie z naprawdę nieciekawego uroku utrudzonej, szarej egzystencji. Nie ma nic gorszego, niż człowiek który nie potrafi dostrzec w swoim życiu, tych naprawdę pięknych momentów, które przecież sprawiają, że jest ono jedynym w swoim rodzaju bytem.
             Ja mam swoją dzisiejszą, pierwszą karteczkę. "Pomogłyśmy z mamą rozgryźć stuletniej babci lakcid. Udany żart o ostatnim namaszczeniu. Miły dzień w kawiarni z siostrą i jej ciekawy wykład o ludziach-kotach. Życiowe odkrycie: Nie jestem hejterem."
        Teraz to dla mnie kilka ciekawych sytuacji, za rok będę pewnie z bananem na twarzy wspominać ten miły dzień spędzony z siostrą w kawiarni. Może zadzwonię do niej, przypomnę jej wydarzenia z przed roku i znów pójdziemy na kawę? Zaśmieje się jeszcze raz z tego żartu o ostatnim namaszczeniu albo będę klęła, że nie zapisałam o co chodziło. Z dumą przypomnę sobie początki swojego bloga. Pomyślę też na pewno przez chwilę poważniej o tych babciach które pamiętam ze szpitala w nadziei, że doczekają się w tym kraju lepszego traktowania.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez wulgaryzmów proszę, tylko ja mam tutaj takie prawo.